Dlaczego zakazany owoc kusi tak bardzo...szczególnie, gdy jest to facet, a jeszcze bardziej, gdy to "nie powinnam nawet o nim myśleć" wynika zarówno ze sfery zawodowej, jak i prywatnej...
Wiem, że mam dopiero 24 lata, ale patrząc na wybory (facetów) jakich dokonuję to przesunęłam czas, gdy zacznę myśleć o samotnym macierzyństwie z 30tki na 28 lat. Bo w sumie, jeśli nie znajdę nikogo sensownego przez następne 4, dlaczego przez kolejne 2 miałoby być inaczej... A facet nie jest niezbędny do tego, abym miała dzieci. Jakiś jednak by się przydał dla mnie:) Raźniej by było, ale więcej powagi.
Wracam myślami do roku poprzedniego, gdy momentami byłam nie sobą, ale jedynie namiastką siebie, wrakiem człowieka, próbującą pozbierać się po romansie także z takim "zakazanym owocem", romansie z góry skazanym na przegraną. I gdy rozum poszedł na urlop, a serce piknęło zanim wczasy rozumu się skończyły byłam już totalnie zakochana... Trwało to krótko, ale leczyłam się z tego o wiele dłużej... Więc teraz nie mogę pozwolić na kolejny urlop rozumu, gdy kolejny taki pojawia się na horyzoncie, dlaczego nie mogę znaleźć sobie kogoś bez chorego bagażu doświadczeń, sim locka na palcu, płaczących dzieci w domu, niezależnego finansowo - czyli wolnego faceta, o którym można powiedzieć FACET.
Przypomina mi się, gdy zakończył się tamten związek, który notabene zakończyliśmy razem, ja - bo wiedziałam, że z dnia na dzień angażuję się jeszcze bardziej, mimo, że on nigdy nie dawał mi nadziei, że będziemy razem; on - gdyż jak twierdził, miał wyrzuty sumienia wobec żony... Najlepsze, gdy po długim czasie dowiedziałam się, że moja zajęta od kilku lat znajoma także z nim...nawet nie wiem jak to określić - miała romans? Hmm... wyrzuty sumienia jemu minęły widocznie. Nie przyznałam się jej, że także z nim byłam, sporo przed nią... Ciekawe jaką miałaby minę.
Teraz ja także jestem dla kogoś tym przysłowiowym "zakazanym owocem", w jakiś sposób jestem w stanie to zrozumieć, ale nie mogę ulec... sobie, i przede wszystkim ewentualnym uczuciom...
czwartek, 15 września 2011
piątek, 9 września 2011
czas przestać się bać...
sprawy zaczynają szybko nabierać innego wymiaru...
znalazłam pracę:) i to taką jaką chciałam:) przeprowadzam się:) zdałam prawko:) zakończyłam toksyczny związek...:)
zaczynam sobie uświadamiać, że nowe nie oznacza złe...owszem oznacza straszne, przerażające... ale dlatego, że nieznane, a nie dlatego, że złe. Ale trzeba ten strach zmienić w podekscytowanie, w radosne oczekiwanie, bo najczęściej zanim się obejrzymy już jesteśmy zaklimatyzowni:)
ja się boję, co będzie w nowym miejscu, czy nie będę samotna. muszę wierzyć, że nie:)
znalazłam pracę:) i to taką jaką chciałam:) przeprowadzam się:) zdałam prawko:) zakończyłam toksyczny związek...:)
zaczynam sobie uświadamiać, że nowe nie oznacza złe...owszem oznacza straszne, przerażające... ale dlatego, że nieznane, a nie dlatego, że złe. Ale trzeba ten strach zmienić w podekscytowanie, w radosne oczekiwanie, bo najczęściej zanim się obejrzymy już jesteśmy zaklimatyzowni:)
ja się boję, co będzie w nowym miejscu, czy nie będę samotna. muszę wierzyć, że nie:)
czwartek, 1 września 2011
Nowy początek...
Dlaczego, gdy romantyczny film nie kończy się happy endem myślimy - świetny film, ale szkoda, że takie zakończenie, oni powinni być razem.... Z kolei, gdy romantyczny film kończy się szczęśliwie mówimy - ale oklepane... mogliby zrobić jakiś film, w którym będzie oryginalne zakończenie...
Obejrzałam dzisiaj "To tylko seks". To i tytuł oczywiście przekornie, bo skończyło sie tak, że nie chodziło tylko o seks, pięknie and happy ever afters...
Po ostatnim związku, z którego jeszcze w 100% się nie wyplątałam pogrzebałam w ogródku pod blokiem nikłe cienie romantyzmu jaki we mnie był, różowe okulary, nić i igłę, którymi próbowałam zszywać głupie serce przez ostatnie miesiące...
Za 3 dni nowy początek, nowe miasto, nowa praca, nowi ludzie, ale też strach jak to będzie, czy się odnajdę, czy poznam nowych ludzi.
Pamiętaj co mówisz: Ty zawsze sobie poradzisz, nawet, gdy będzie ciężko, zawsze!!
Kupiłam książkę o wdzięcznym tytule "Nowa singielka" i tu akurat bez przekornego tytułu, żadne romansidło o perypetiach singielki, ale poradnik, aby wierzyć w siebie:) przyda się.
you must believe in yourself and never give up on your dreams!!
Obejrzałam dzisiaj "To tylko seks". To i tytuł oczywiście przekornie, bo skończyło sie tak, że nie chodziło tylko o seks, pięknie and happy ever afters...
Po ostatnim związku, z którego jeszcze w 100% się nie wyplątałam pogrzebałam w ogródku pod blokiem nikłe cienie romantyzmu jaki we mnie był, różowe okulary, nić i igłę, którymi próbowałam zszywać głupie serce przez ostatnie miesiące...
Za 3 dni nowy początek, nowe miasto, nowa praca, nowi ludzie, ale też strach jak to będzie, czy się odnajdę, czy poznam nowych ludzi.
Pamiętaj co mówisz: Ty zawsze sobie poradzisz, nawet, gdy będzie ciężko, zawsze!!
Kupiłam książkę o wdzięcznym tytule "Nowa singielka" i tu akurat bez przekornego tytułu, żadne romansidło o perypetiach singielki, ale poradnik, aby wierzyć w siebie:) przyda się.
you must believe in yourself and never give up on your dreams!!
http://www.youtube.com/watch?v=4FDbZ9YvvI4&ob=av3e
Subskrybuj:
Posty (Atom)